To, na co czekałam z pewną dozą
nieśmiałości, przeplatanej ciekawością i podszytej strachem, wreszcie
nastąpiło. O czym mowa? O szwedzkiej zimie. W dniu dzisiejszym na zewnątrz
panuje temperatura 20 stopni poniżej zera. Jest tak zimno, że klamka w drzwiach wejściowych do mieszkania jest
upiornie lodowata. Mówię tutaj o klamce od wewnętrznej strony drzwi. Myślę, że
to pewnego rodzaju symboliczny sygnał ostrzegawczy, który pojawia się w ostatniej
chwili przed wyjściem, po to by uzmysłowić nam, że opuszczenie mieszkania wiąże
się z ogromnym ryzykiem. Ja jednak pewne
obowiązki mam, a co za tym idzie rano dzielnie wyruszyłam do pracy. Po wyjściu
z mieszkania mym oczom ukazał się przepiękny widok! Cały świat oszroniony! Śniegiem
oblepione było dosłownie wszystko. Żadnego błota, chlapy czy kałuży, które
zazwyczaj zadają kłam wszelkim hasłom reklamowym naszych zimowych butów. Jedyne
100 % nieprzemakalne obuwie jakie znam to ciągle tylko i jedynie kalosze. Ale
ten problem już mnie nie dotyczy, bo szwedzka zima sprawia, że zamarza
dosłownie wszystko. Po chwili patrzenia miałam wrażenie, że również moje gałki
oczne. Doszłam jednak do wniosku, że moje oczy „żyją” i patrzą nadal i
odetchnęłam z ulgą wypuszczając z ust ogromny obłok pary.
Ruszyłam w drogę i jedną z pierwszych obserwacji, które poczyniłam, to fakt, iż chodniki są posypane
żwirem. Nie piaskiem ani solą, ale grubym czarnym żwirem. Pomyślałam, że to
dziwne, no ale przecież Szwedzi wiedzą co robią, prawda? Nie jedną zimę „przeżyli”,
w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przynajmniej moje buty nie będą ulegać rozkładowi
pod wpływem żrącego działania soli. Zadowolona z odkrycia tego faktu,
postanowiłam przejść na drugą stronę ulicy. Wtem moim podeszwom ukazał się LÓD.
Nastąpiło potężne zachwianie równowagi. Machając gwałtownie rękoma próbowałam uzyskać
tzw. status quo, co też po chwili na szczęście dla moich innych części ciała,
udało się. Skąd ten lód? Oczywiście pytania nie należy odczytywać dosłownie…Chodziło
tu raczej o ogólny obraz sytuacji, związany z porównaniem kondycji chodnika z
tą na jezdni. Otóż póki co nie napotkałam ulicy, która byłaby posypana żwirem,
piaskiem, solą czy jakąkolwiek inna substancją ułatwiającą korzystanie z jej
powierzchni. Po głębszej analizie doszłam do wniosku, że może żwir
odpryskiwałby i niszczył samochody. W sumie rozumiem, że rząd szwedzki mógłby sobie
nie poradzić z dużą ilością pozwów o odszkodowanie od swoich obywateli, w
związku z tym milcząco zaakceptowałam sytuację, powtarzając w myślach jak
mantrę: uważaj gdy wchodzisz na jezdnię!
Druga
poczyniona przeze mnie obserwacja to, rowery pokryte śniegiem. Jest ich całe
mnóstwo! Gdzie poszanowanie dla swojej własności? Nie wiem. Ale najwyraźniej
trzymanie rowerów zimą przypiętych do stojaka na zewnątrz to w Sztokholmie
całkiem powszechna sprawa. Mój rower stoi jednak bezpiecznie w ciepłym mieszkanku,
co za tym idzie stwierdzam, ”co kraj to obyczaj” i kończę ten wątek z lekkim
szokiem.
Kolejna sprawa to zupełnie
swobodny ruch uliczny. Zasada „zima zaskoczyła drogowców” w Szwecji nie ma
racji bytu. Nie zauważyłam żadnych, ale to żadnych utrudnień z powodu śniegu i
lodu na ulicach. Opony w samochodach zostały wymienione na zimowe już spory
czas temu i pewnie ten fakt ma duże znaczenie dla sprawnej mobilności
zmotoryzowanych mieszkańców. Ta sytuacja obrazuje stosunek Szwedów do zasad i ich ogromną
świadomość społeczną. Nikt nie czeka do ostatniej chwili, a także nie próbuje przetrzymać
mrozów na oponach letnich z myślą „jakoś to będzie”. Poza tym istnieje przecież
metro. Komu a zimno, ma kłopoty z autem czy wyjechaniem z podjazdu może całkiem
sprawnie dostać się do pracy komunikacją publiczną.
Na dzisiaj już koniec zimowych
obserwacji, bo co za dużo to niezdrowo. Na pewno jednak wrócę jeszcze nie raz
do tego wątku. Reasumując zima w Szwecji
póki co wygląda przepięknie, wymaga noszenia bardzo ciepłej kurtki oraz
najwyraźniej kompletnie nie paraliżuje mieszkańców miasta. Mało tego, Szwedzi wydają
się zachwyceni, bo biały puszysty śnieg, który radośnie iskrzy w promieniach
słońca to krajobraz nastrajający pozytywnie, w przeciwieństwie do buro szarej i
smutnej listopadowej pogody. Idąc tym tropem, Ja też cieszę się z mroźnej i
śnieżnej pogody i modlę się w duchu, żeby włączyli już prąd, który zniknął z
całego osiedla jakieś 3 godziny temu. Jest to dosyć istotne, gdyż jak zdążyłam
zauważyć w szwedzkich mieszkaniach wszystko jest zależne od prądu. Ogrzewanie,
ciepła woda, kuchenka no i oczywiście Internet. Jeżeli jednak czytacie właśnie
tego posta to znaczy, że wszystko dobrze się skończyło i właśnie popijam sobie
gorącą herbatę w ciepłym mieszkanku i zapewne niedawno skończyłam zajadać
przepyszny obiad…I kto śmie twierdzić, że w prawdziwym życiu nie ma happy
endów? J
Mukul, nawet nie wiesz ile frajdy mi sprawia czytanie twojego blogasa;-) zwlaszcza z prespektywy kilkuletniego pobytu w kraju...gdzie zima nie dociera! jak spadnie 5 cm sniegu to odwoluja autobusy /ktore i tak zyja swoim wlasnym, ale to zasluguje na swojego bloga.../, dzieci maja wolne od szkoly, a pracodawcy uruchamiaja procedure emergency day off;-)
OdpowiedzUsuńbuziaki i keep up with the good job!
Tak tak, co kraj to obyczaj :) Za to wy chyba jesteście przyzwyczajeni do dużej ilości opadów deszczu, nie? Tutaj zdecydowanie nie ma co liczyć na day off. Buzka
OdpowiedzUsuńW Polsce teraz też całkiem biało. Niestety sypią solą, która rani łapki naszej Muchy ;/
OdpowiedzUsuńSkarpety psie jej nałożyć, ot co!
OdpowiedzUsuń