Wczoraj, 30 kwietnia, byłam na
największym ognisku ever! Stos gałęzi mierzył jakieś 3 metry, a płomienie
buchały jeszcze wyżej. O czym mowa? O Nocy Walpurgii. Przytoczę Wam teraz,
krótką genezę tego obrządku:
"Noc Walpurgii* (Walpurga, Walpurgis, Walpurgisnacht, gł. Wałpora) – u dawnych Germanów noc zmarłych, złych duchów. W Europie najczęściej kojarzona jest jako sabat czarownic odbywający
się na górze Brocken w noc
z 30 kwietnia na 1
maja, którego obchodom przewodziła bogini
śmierci Hel.
Nazwa tego święta
pochodzi od św. Walburgi, która była zakonnicą
w Devon - pomagała potem św.
Bonifacemu, który nawracał Niemcy na chrześcijaństwo i zmarła w 777. W Niemczech kojarzono Noc Walpurgii
z czarownicami, które zbierały się na Hexenplatz (Plac Czarownic), by
wyruszać stamtąd na miotłach na orgie urządzane na szczycie Brocken.
Tradycja nakazywała zatem rozpalanie wielkich ognisk, zwłaszcza na
wierzchołkach wzniesień, by odstraszać czarownice i duchy.
W czasach chrześcijańskich łączono
wpływy starej wiary z nową religią – na domach rysowano kredą krzyże, na
podłodze układano skrzyżowane miotły. Przez miasta przeciągały procesje
mieszkańców, starając się robić możliwie dużo hałasu, co miało odstraszać złe
duchy."
W obecnych czasach zwyczaj
rozpalania ognisk pozostał ważną tradycją w Szwecji. Zmieniło się jednak
znaczenie tego obrządku. 30 kwietnia Szwedzi symbolicznie żegnają zimę i witają
wiosnę. Ogniska palą się dosłownie wszędzie. Każda dzielnica organizuje swój
lokalny event, który jest jednocześnie okazją do zacieśnienia relacji z
sąsiadami, a także często początkiem całonocnej imprezy. 1 maja bowiem,
to dzień wolny
od pracy, co za tym idzie świętować można do rana. Dodatkową atrakcją jest
fakt, iż dla studentów symbolicznie zaczynają się wakacje. Noc Walpurgii to de
facto data zakończenia wszystkich egzaminów na uczelniach. By uczcić
ten moment studenci zakładają białe czapki i śpiewają pieśni. Ja
akurat żadnego studenta nie spotkałam przy ognisku, ale widziałam takowych w
Internecie. Dzięki tej imprezie miałam natomiast możliwość oglądnięcia sobie
całej społeczności dzielnicy, w której obecnie mieszkam.
To rzeczywiście budujące zobaczyć tylu sąsiadów, którzy całą zimę nie
wyściubiali nosa z domu. Okazało się też, że co najmniej 50 % zgromadzenia
stanowiły dzieci, począwszy od niemowlaków, a skończywszy na
nastolatkach. Atmosfera była zatem zupełnie prorodzinna. Oprócz samego
ogniska miały miejsce także imprezy towarzyszące dla dzieci, jarmark oraz
występy chóru. Dorośli pili browary, a dzieci jadły cukierki i wszyscy
wydawali się być ukontentowani swoim towarzystwem. Koniec
imprezy zwieńczył pokaz sztucznych ogni. W mojej ocenie ta Szwedzka
tradycja jest całkiem interesująca, zwłaszcza, że podobnych mini imprez w tym
samym czasie w Sztokholmie odbywało się kilkadziesiąt. No i widok tak ogromnego
ogniska naprawdę robi wrażenie. Szkoda tylko, że temperatura spadła poniżej 5
stopni i założenie trampek przestało się wydawać dobrym pomysłem. No i
kiełbasek brak....
* Źródłó: Wikipedia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz