wtorek, 21 maja 2013

Krótka rzecz o krytykowaniu


Mądre przysłowie mówi, że podróże kształcą. Myślę, że tym bardziej rozwijamy się zmieniając miejsce zamieszkania, szczególnie jeżeli wiąże się to ze zmianą kraju. Kiedyś byłam pełna obaw przed tego typu krokami. Przywiązana do swojego ukochanego Wrocławia nie wyobrażałam sobie siebie w jakimkolwiek innym miejscu. Do czasu gdy moja frustracja związana z brakiem perspektyw finansowych na przyszłość zmusiła mój umysł do otwarcia się na NOWE. Spakowałam dobytek mojego 29-letniego życia i podjęłam wyzwanie wyprowadzając się do Sztokholmu. Mija właśnie dziesięć miesięcy odkąd pojawiłam się w Szwecji na stałe. Czas zleciał niesamowicie szybko, a jednocześnie odnoszę wrażenie jakbym mieszkała tu co najmniej kilka lat. Jest już moja ulica, moje biuro, moi sąsiedzi, mój sklep, w którym zazwyczaj robię zakupy. Po takim czasie pierwszy zachwyt już opadł i osadziła się na nim warstwa wątpliwości, czasem nawet lekkiej złości. Przecieram oczy i widzę ten piękny kraj zarówno z jego najlepszej strony jak i tej gorszej, o której się tak głośno nie mówi. To normalne. Tak jak każda osoba ma swoje wady i zalety tak i każdy kraj, czy w tym przypadku społeczeństwo. Mijają dni, a ty poznajesz coraz więcej, zauważasz to co niezauważalne dla zwykłego podróżnika. Zaczynasz porównywać do swojej ukochanej Polski. To nieuniknione. Począwszy od cen, a skończywszy na systemie opieki zdrowotnej czy zwyczajach na Boże Narodzenie. Podobieństw jest wiele, lecz jeszcze więcej różnic. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze. To, czego nauczyłam się w Polsce, przyniosłam ze sobą i dzielę się z innymi ludźmi. W zamian uczę się tego, co najlepsze w Szwecji. Pewnego spokoju, kultury osobistej, życzliwości. Mogłabym wymieniać wiele. Jeżeli zachowam otwarty umysł, to moje "polskie wady" przepracuję i sprawię, że znikną. W ich miejsce natomiast zaimplementuje te wszystkie szwedzkie walory, które uważam za cechy wartościowe, z punktu widzenia charakteru człowieka. Oczywiście to wszystko pięknie brzmi gdy o tym piszę, a w rzeczywistości jednak wymaga lat ciężkiej pracy. Ale właśnie dlatego podróże kształcą. Stojąc w miejscu masz tylko jeden punkt widzenia. Ponieważ tylko to znasz, wydaje ci się, że to jedyna słuszna droga. Tak nie musi być. Im więcej punktów widzenia złapiesz w swoim życiu, tym bardziej cię to wzbogaci. Jeśli tylko będziesz mieć na to ochotę.
Czemu napisałam taki refleksyjno-patetyczny wpis? Wszystko zaczęło się od dzisiejszej przerwy kawowej w biurze. Rozmawialiśmy na temat Eurowizji (jak wspomniałam w poprzednim wpisie, to narodowy sport szwedzki, więc nie dziwi fakt, iż każdy pyta się czy oglądałaś i jak ci się podobało). Ja należę do osób, które raczej wypowiadają głośno swoje opinie. Prawdopodobnie muszę się nauczyć jeszcze sporo dyplomacji w tym zakresie, ale mimo wszystko uważam to za moją zaletę. Otóż najwyraźniej nie zawsze jest to postrzegane w ten sam sposób przez resztę towarzystwa. Moment, w którym twarze twoich koleżanek i kolegów zastygają z wymuszonym uśmiechem i następuje okrutna cisza, chwilę po tym gdy powiedziałaś, że właściwie to nie podoba ci się Eurowizja, piosenki były do bani i nie rozumiesz kompletnie tego fenomenu-bezcenny. I właściwie w tym momencie powinnam skończyć moją tyradę. Ale nie....Ja brnęłam dalej, opisując jak dziwi mnie, że szwedzkie społeczeństwo tak wiele rzeczy robi tak samo. "Wszyscy" noszą białe conversy, mają iphony, jeżdżą volvo i oglądają Eurowizję. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Zero indywidualizmu. No i nastała cisza. Nie będę wam opowiadać jak żenująco próbowałam naprawić tą sytuację. Kolejne komentarze na temat różnic kulturowych, wadach i zaletach każdego społeczeństwa,  że to właściwie bardzo ciekawe. A Polacy to w ogóle mają tyyyyyle wad.... A z kolei Szwedzi są ogromnie życzliwi i grzeczni. Ble ble ble.  Nic to nie dało. Zostałam chwilowym wyrzutkiem, a kawa nie smakowała już tak samo. Sytuacja ta zmusiła mnie jednak do refleksji na temat pewnej otwartości na krytykę. W kontekście indywidualnym jak i grupowym. Sama krytyki nie znoszę, jeżeli dotyka mnie osobiście lub moich bliskich. Myślę, że większość ludzi ma podobnie. Tylko niektórzy mają poker face, a innych szlag trafia. Zastanawiam się jednak czy jako Polka zareagowałabym podobnie, gdyby Szwed wypowiadał się niekoniecznie pozytywnie o moim kraju? Gdzie leży granica tolerancji? I czy powinniśmy się za wszystko obrażać? W końcu mam prawo powiedzieć, że nie lubię Eurowizji i uważam ją za konkurs słaby muzycznie. Obserwacje na temat tego, iż Szwedzi tłumnie podążają za trendami są faktem. Wystarczy policzyć ile białych conversów spotkasz na swojej drodze w ciągu minuty w metrze.  I to nie tylko moja opinia. Wielu znanych mi obcokrajowców poczyniło podobną obserwację. Wydaje się jednak, że Szwedzkie społeczeństwo wyjątkowo nie radzi sobie z krytyką, nawet jeżeli dotyczy ona tak z pozoru banalnych rzeczy, jak trampki. Kraj, który na zewnątrz wydaje się być niezmiernie tolerancyjny ma także swoją drugą, wrażliwszą twarz. Nie ma tutaj krzykaczy. Nie widzę też hejterów. Ale nie widzę, też prawdy i szczerości w rozmowach i kontaktach międzyludzkich.   Jest miło i przyjemnie, ale czasem też niezmiernie nudno. Cieszę się, że taka sytuacja jak dzisiaj miała miejsce. Będę o niej pamiętać, za każdym razem, gdy usłyszę krytykę w kierunku moim, kogoś lub czegoś, co jest mi bliskie. No bo jak mamy się kształcić i niwelować nasze wady jeżeli nie chcemy o nich słuchać? 
A jak Wy znosicie krytykę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz