niedziela, 10 lutego 2013

Party

W sobotę ubrałam się ładnie i wyszłam z domu celem spożycia alkoholu i dobrej zabawy. Czyn taki potocznie zwany jest 'imprezą'. Moja towarzyszka Linda, Niemka, z pochodzenia Estonko-Tunezyjko-Szwedka towarzyszyła mi w tym przedsięwzięciu. Linda zresztą towarzyszy mi ostatnio dosyć często, ale o tym innym razem. Jako, iż jesteśmy w Szwecji gdzie drink w barze kosztuje fortunę, roztropna Niemka i dobrze zaopatrzona Polka zdecydowały się na rozpoczęcie imprezy domowym starterkiem. W związku z powyższym, dzierżąc dzielnie w ręku żubrówkę wygrzebaną z naszych zapasów, ruszyłam na Södermalm, gdzie mieszka Linda. Po pierwszym drinku zdecydowałyśmy rozszerzyć towarzystwo o parę Węgrów mieszkających nieopodal Lindy. I znowu dzierżąc w ręku Żubrówkę i do tego sok jabłkowy, żelki Haribo oraz Chokladbollar ruszyłyśmy w stronę Mariatorget. Nora i Daniel okazali się być bardzo sympatyczni, ich mieszkanie i rybki również. Już na wstępie Nora wydała dziki okrzyk radości na widok Bison Grass Vodka i uraczyła nas rzewną opowieścią jak to wraz z koleżanką pojechały do Krakowa i tam na Kazimierzu upiły się "Ziubrowka". Pomyślałam wtedy, dogadamy się. Daniel nie pozostał dłużny i wyciągnął na stół swoje skarby. Była to jakaś nalewka ziołowa, tradycyjny węgierski trunek, który w smaku okazał się być wysoko procentowym syropem na kaszel. Okazało się, że nasi nowi znajomi mają szerokie międzynarodowe horyzonty, gdyż zaraz za nalewką pojawiły się wódki z Rosji. Well....Przedziwna mieszanka Niemcy, Polska i Węgry przy jednym stole piją rosyjską wódkę. Brakowało mi tam trochę Austriaków, ale popracujemy nad tym. Plan był taki, że po krótkim starterze wyruszamy w miasto celem poznawania nowych fajnych ludzi. Cel jednak nie został osiągnięty. Jak zasiedliśmy do stołu w okolicach 21.00 tak odeszliśmy od niego w okolicach 2.00. Na koniec dodam, że słynne powiedzenie Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki ( węg. Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát) jest zupełnie prawdziwe i znane także wśród Węgrów. Był tylko jeden moment, który wywołał konsternację i lekkie zażenowanie. Gdy zapytano mnie czy my Polacy naprawdę uważamy, że prezydenta Kaczyńskiego zamordowano. W tym momencie naprawdę nie wiedziałam jak odpowiedzieć. Pomyślałam sobie, że nie mogę powiedzieć NIE, mimo, iż bardzo tego chciałam. Mimo, iż w to wierzę i staram się myśleć racjonalnie. Nie mogłam tak odpowiedzieć, bo jest jeszcze ta spora część społeczeństwa, która jest przekonana, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Nie mogę tego zignorować, skoro takie informacje docierają do innych krajów. Z drugiej strony było mi też trochę wstyd, że nie mogę powiedzieć NIE i że muszę odpowiadać na to pytanie. Na szczęście szybko odeszliśmy od tego tematu i wróciliśmy do lekkiej i przyjemnej rozmowy. Jestem  przekonana, że jeszcze nie raz spotkamy się w tym gronie i cieszę się, że poznałam moich pierwszych Węgrów, którzy okazali się być tak pomocni i sympatyczni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz